Za tydzień przyjeżdża Pan W. Zaraz, naszym wspólnym zwyczajem, przejdziemy na odliczanie godzinowe. Będzie u mnie całe 13 dni.
Tosia pójdzie do byłego męża, Basil do Heleny, bo W przyjeżdża z Dorką, oczywiście. To jest pies, którego nikomu nie można powierzyć.
EM przygarnia Tosię nawet na cały okres pobytu moich gości, gdyż jego gościni odwołała wizytę pod pretekstem komplikacji zawodowych. Nie wiem czy czy dobrze zgaduję przyczynę, ale to się okaże.
Ja byłemu życzę dobrze choć wiem, że ma sporo za uszami i jeśli tego nie przerobi to większość fajnych babek będzie od niego uciekała. A jednym z jego problemów jest zafiksowanie się na Fryzjerce. Kobiety pewnie to wyczuwają, bo nie da się nie zauważyć, że facet myśli o innej. Nawet próbowałam mu to podpowiedzieć, ale gorliwie zaprzeczył, że nie, nie, oni są tylko przyjaciółmi. No, jak tam sobie chce.
Troszkę mi go szkoda i to mnie cieszy. Bo nie chcę odczuwać triumfalnej satysfakcji „a dobrze ci tak, gn… gnomie”. Brak tych odczuć jest dla mnie wskaźnikiem, że poszłam dalej.
Oczywiście to, że poszłam dalej, jest po części zasługą Pana W. Nie tylko tego, że go spotkałam, ale także tego jak mnie traktuje. A traktuje z nieustającym szacunkiem i uwagą. On mnie widzi. I słucha. I okazuje, jak bardzo jestem dla niego ważna. Nie zawsze muszą to być wielkie słowa, wyznania, choć te też czasem padają. Mam nadzieję, że ja jemu również to daję.
Ola – terapeutka też swoje zrobiła. Pomogła mi bardzo, ale już od kilku sesji czułam, że „dalej pójdę sama”. I w minionym tygodniu się pożegnałyśmy. Polubiłam ją serdecznie, ciekawi mnie jako osoba, chciałabym mieć w niej koleżankę. Może za jakiś czas…?
Będziemy się pewnie spotykać i mijać na różnych facebookowych stronach, fizycznie dzieli nas spora odległość, bo ona na wschodzie, a ja na zachodzie. Ale udzielamy się obie na grupach polonijnych, na grupie stowarzyszenia Polek w Szwecji, więc przyjście z relacji służbowej na prywatną nie jest tak całkiem niemożliwe.
Pracowo nadal jestem zarobiona, ale każdego dnia popycham wózek do przodu i się wykopuję.
Póki co, podjęłam decyzję o zamknięciu listy klientów. Jeśli nikt się nie wykruszy – nie będę brała więcej roboty, bo już nie ogarniam umysłowo. 43 klientów to nie w kij dmuchał. Planuję też wprowadzanie zmian. Np. przejście na system abonamentowy czyli stałą, równą opłatę miesięczną – chodzi o wyrównanie płynności finansowej. Bo teraz jest dwa miesiące ledwo-ledwo, a potem na trzeci dużo i bum!
Tylko z tym wiąże się pewien problem: w chwili spadku formy, to właśnie konieczność zarobienia zmusza mnie do wzięcia się do pracy. Jeśli będę dostawała płacę niezależnie od wykonanej pracy, istnieje ryzyko rozleniwienia i zaniedbań. Ale może choć dla części klientów?
Rozmyślam.
Za oknem leje albo wieje. Ciemno. Listopadzień trwa. Podobno w Sztokholmie zanotowano najmniejszą ilość słońca od lat 30tych XXw. Ale podobno idzie zmiana. Ma być więcej słońca i niższe temperatury.
Oby tylko nie wiało i nie było głoledzi jak W będzie do mnie jechał.
Dziś gotuję kapustę – na bigos oraz na farsz do pierogów.
A wy? Co robicie?