Ładną mamy jesień tego lata. Od kilku leje. Czyli pogoda jest stabilna. Temperatury w porywach osiągają zawrotny poziom +19stopni.
Ale przecież lubię deszcz, prawda?
I truskawki staniały.
Mało mnie tu, bo piszę w kajeciku, ołówkiem.
Odkrywam przyjemność odręcznego pisania na nowo. Myśli się lepiej układają. No i pierwszy raz w życiu nie muszę się bać, że ktoś moje zapiski przeczyta.
W sumie to teraz odkrywam jak dużo dał mi rok bycia samej ze sobą. Jak bardzo wpłynęło to na moją samoocenę, pewność siebie, wewnętrzną zgodę. Także w kontaktach z … (nazwijmi go Dudusiem) Dudusiem. Nigdy wcześniej z nikim nie byłam tak bardzo szczera. I nigdy tak odważnie nie mówiłam czego chcę lub co mi się nie podoba. Fakt, że on to przyjmuje spokojnie, bez odbijania piłeczki, że stara się zastosować do moich próśb (np. czy mógłby używać mojego imienia nieco częściej) bardzo tej otwartości pomaga. A to z kolei robi dobrze na ogólną komunikację.
Inna rzecz, że nauczyłam się słuchać samej siebie, dawać sobie prawo do czucia tego co czuję, nawet jeśli wydaje się to nielogiczne. To prowadzi do tego, że coraz lepiej wiem czego chcę, co mnie uwiera i dlaczego.
Zatem sielanka trwa.
Za 12 dni znowu jadę do niego, a potem, na moje urodziny, on przyjedzie do mnie ze swoją Dorką. I nieco się tego boję. Bo Dorka ma problemy, a musimy ją zintegrować z Tosią. Bo nie wyobrażam sobie oddania Tosi na dwa tygodnie. A zostawić Dorki nie ma z kim, bo on jest jedynym człowiekiem, któremu jako tako ufa. No więc muszą się nam jakoś dziewczyny dogadać. Tu prośba do wszystkich psiarzy: jeśli macie jakieś doświadczenia dzielcie się nimi w komentarzach. Rozważam jeszcze zasięgnięcie porady u jakiegoś behawiorysty.
Ale nie samą miłością człowiek żyje. W piątek był u mnie mój ulubiony klient i podarował mi piękny album z malarstwem Gorana Dalhova z okazji pierwszej rocznicy współpracy.
Poza tym narobiłam sobie zaległości, bo u mnie zamęt w duszy wpływa na koncentrację, i teraz muszę trzymać reżim i pilnie odrabiać zadania. Na szczęście widać światełko w tunelu.
Tosia ma futro jak aksamit: miękkie, lśniące, puszyste.
A Zuzu za 10 dni kończy 15lat. Piętnaście! I wiecie co? Nadal jest moim ulubionym człowiekiem, mimo, że jest nastolatką. Kocham ją jak wariatka, poszłabym za nią w ogień, a nawet mogłabym jej co dzień gotować obiady. A najdziwniejsze jest to, że Zuzu się wydaje całkowicie NORMALNA. I tak po cichutku sobie marzę, że może moja córka i ja przerwałyśmy przekazywanie tej toksycznej spuścizny w naszej rodzinie.