Nareszcie zdrowa. Albo prawie zdrowa. Bo wczoraj głos jeszcze miałam nosowy, ale suchy. I pozadzierany od chusteczek.
Byliśmy w Borås w polskim sklepie. Na e20 roboty, co chwila zwężenie, i ograniczenie do 50km. Ale za dwa lata będzie wreszcie dobra, szeroka droga. Jechałam w drodze powrotnej kawałek, ale źle ustawiłam fotel – za blisko – i złapał mnie skurcz w stopie.
eM musiał mnie zmienić.
To jest problem z tą moją jedną nóżką, co ją mam bardziej. Jak ją ustawię pod złym kątem to zaczyna boleć jak głupia i nie uspokaja jej zmiana pozycji.
Ale powoli przywykam do Volvo. Na przykład do tego, że choć ma naprawdę mały silnik to przyspieszenie ma niezłe. I od 60 do 80km/h wskakuje momentalnie. No i idzie gładko, jakby się ślizgał. Astra, mimo naprawy cacka z dziurką, wciąż nieco wierzga, zwłaszcza jak jest zimna. W Volvo podoba mi się jeszcze i to, że ma taki wskaźnik pokazujący czy jadę ekologicznie czy nie. Dobrze to robi na samopoczucie.
No dobra… może to nie jest taki zły samochód. Choć i tak nadal wolę moją Astrę. To że jest taka malutka. Nie lubię tylko tego, że muszę się nią dzielić z synem. Ale Yankiego póki co nie stać na kupno samochodu, a do pracy ma daleko, a pracuje w nocy, więc mu pozwalam brać. Najwyżej czasem muszę ją zabrać od niego spod domu jak ostatnio.
Normalnie wstawia samochód do garażu, ale tego dnia, kiedy ja akurat potrzebowałam, nie wstawił, bo późno skończył, bo pracował na nogach i był wykończony.
A tak. Wynajęłam Astrze garaż i to ciepły. Taka jestem burżujka. Ale pomyślałam, że jak postoi na parkingu w zimę: w soli, w deszczu, mrozie…to będę z nią miała kłopoty.
To jest staruszka, trzeba o nią dbać.
Yankie już się zainstalował u siebie w mieszkaniu.
Urządzają się razem z Sebastianem, widać jak się obaj cieszą mieszkaniem. Samo mieszkanie: piękne. Dwie podobnej wielkości sypialnie: kwadratowe i ustawne, z wielkimi szafami. Do tego salon, też niczego sobie i piękna, duża, funkcjonalna kuchnia. Na podłogach parkiety. W łazience kafelki i ogrzewanie podłogowe, oraz kabina prysznicowa.
Taki standard to luksus w mieszkaniach wynajmowanych. Zazwyczaj na podłogach są byle jakie panele w sypialniach , a w kuchni i łazience gumoleum. No, ale ten luksus przekłada się na cenę czynszu. Płacą prawie 10 tysięcy koron. To dużo – bo prawie połowa zwykłej pensji.
Póki co chłopaki się urządzają i cieszą.
Rozmawiałam z siostrą Sebastiana, która stwierdziła, że dla jej brata lepiej jak nie będzie mieszkał sam.
Yankie dopiero teraz, niedawno, powiedział mi, że jak mieszkali razem w Sztokholmie, to Sebastian wpadł w taką depresję, że nie miał siły wstawać z łóżka.
Czyli trafił swój na swego.
Yankie, po tygodniu czy dwóch mieszkania samotnie u siostry też nie wyglądał najlepiej. Zostawiłam go samemu sobie – nie dzwoniłam, nie zachodziłam. Już wiem, że nie mogę go tak zostawiać. Muszę pilnować i w razie czego wywlec z dziury w jaką wpada.
Może teraz będą się wspierać? Oby…
Wczoraj wieczorem była u nich Misia i Mel. Ciekawa jestem rezultatu…
Jeśli wszystko poszło tak, jak miało, to kto wie… Może czeka mnie w grudniu-styczniu wyjazd do Hiszpanii? Zobaczymy.
Póki co – zostaję sama od jutra. Em wyjeżdża w delegację. Będzie pracował na budowie. Ale nie jako murarz! Będzie coś tam spawał. Mnie to średnio cieszy, bo listopad to nie jest dobra pora do pracy na zewnątrz, zwłaszcza dla kogoś kto nie jest całkiem zdrowy. No ale jest na okresie próbnym, więc nie bardzo mógł odmówić.
Nowa praca…
Dziwnie jest. Bo na przykład wypłatę dostaje co dwa tygodnie. I dla mnie to stres, bo muszę ja przetrzymać do następnej wypłaty, zebrać do kupy i popłacić rachunki. A mój mąż ma lekką rękę do wydawania kasy, bardzo lekką. Zapali się, zachwyci czymś i kupuje. Fakt, niby mnie pyta, ale ja mu nie odmawiam, co najwyżej sugeruję, że może nie teraz, może nie konicznie potrzebuje… Ja oglądam, wzdycham i najczęściej stwierdzam „eeee tam, przecież wcale nie potrzebuję, mam to co mam, jeszcze dobre, nie wyrzucę przecież, na co mi kolejna rzecz…”
eM narzeka też na warunki socjalne: automaty do kawy serwujące kawę naprawdę kiepską. Brak okien na hali i stołówce – w poprzedniej firmie miał widok na jezioro. Brak parkingu pod firmą. Kiepskie toalety i natryski. Na to, że ubrania trzeba sobie prać samemu – w firmie są pralki, proszek, ale ostatnio ktoś zostawił mokre pranie i tak sobie leżało w pralce i śmierdziało.
Z drugiej strony załoga jest mieszana: są Szwedzi i są cudzoziemcy, może dzięki temu łatwiej wszedł w towarzystwo?
Ale oczywiście jak wraca muszę wysłuchać mieszanki narzekań i opowieści śniadaniowych. Bywa ciekawie. Czasem mnie to niecierpliwi, zwłaszcza jak siedzę nad pilną robotą, a ten musi się wygadać, ale czasem bywa zabawnie.
Wczoraj eM stwierdził, że w najbliższych dniach będę jak doktor Dolittle: będę gadać tylko ze zwierzętami. W duchu westchnęłam:oby!
Wiem, że pracy czeka mnie w tym tygodniu wiele, bo trochę się działo podczas mojego wyjazdu, a trochę po prostu poodkładałam na ten czas. Bo wcześniej nie mogłam sie tym zająć. Teraz trzeba. A tymczasem muszę dokończyć rok u jednego klienta, bo 1 grudnia musi mieć złożone raporty roczne. Miałam na to pół roku! Ale… jakoś nie spostrzegłam, że ten czas tak poleciał. Dopiero był lipiec! A tu nagle połowa listopada.
Na Torget znowu budują lodowisko. I znowu palą się lampki na drzewach, i świąteczne dekoracje. Kupiłam sobie ledowy łańcuch i włożyłam do lampionu w przedpokoju. I namawiam eM do wystawienia naszego drzewka ze światełkami na balkon.
Tak powoli idziemy w stronę świąt. Miasto ubiera się w światła, bo dzień krótki. Gdy pogodnie, co rzadko, złota godzina trwa cały czas. Gdy pochmurno – panuje zmierzch.
Taka pora roku, kiedy płacimy za te cudownie długie, słoneczne dni.
Cieszę się, że wracasz do zdrowia!
Ja już też powoli wyciągam światełka, a syn to nawet zorganizował budowę chatki z piernika :-)))
PolubieniePolubienie
To miłe, dzieki!
Chatka z piernika to za duże wyzwanie dla mnie… zeżarłabym połowę na surowo 😀
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dla mnie myślenie o świętach stanowczo za wcześnie. Musi nadejść grudzień.
A wręcz denerwują mnie te choinki świetlne. Wczoraj widziałam przed sklepem.
Staroświecką jestem. Potem już mnie nie cieszą. Opatrzą się.
Uściski
PolubieniePolubienie
wiesz, mnie denerwują we wrześniu i październiku, ale w listopadzie w Szwecji robi się naprawdę paskudnie, więc te światełka pomagają.
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Tak… I ja doszłam do tego wniosku. Kiedy zrobiło się ciemniej, zapragnęłam światła. Lepiej wcześniej, niż tuż przed świętami, bo po świętach one już tak nie cieszą.
PolubieniePolubienie
No tak. W Italii jeszcze świeci słońce. I kwitną róże. Zresztą i w Polsce listopad dla mnie to jeszcze nie świąteczny miesiąc. A i tam już się zaczyna. :*
PolubieniePolubienie
Podoba mi się święto Świętej Łucji…..
PolubieniePolubienie
też je lubię.
PolubieniePolubienie
Volvo zazdroszczę. Wydawało mi się że moja Toyota, takie stare małe autko jest kompatybilne ze mną. Ale jednak nie. Wolę auta w lepszym stanie od siebie
PolubieniePolubienie
Volvo nie jest złe. To jest nasze trzecie. Pierwsze było v40 kombi, z silnikiem jak złoto, ale rdzewiało i turbina zaczynała przepuszczac olej… Wiekowe było już gdyśmy je kupili (jakieś 10 lat miało), więc miało prawo
Drugie to było v70, też kombi. Muł był straszny, rozpędzało się jak polonez, ale rozpędzone szło jak burza. Nic w nim nie szwankowało przez kilka lat, potem popsuło się gniazdo klucza. Mój mąż go nie lubił, ale jak zostawialiśmy u handlarza to miał nietęgą minę.
Teraz kolejne v70 kombi. Mamy je dopiero od maja. Prowadzi się jednym palcem, przyspiesza jak głupi (diesel z turbiną, mały silnik, mało spala), drogi się trzyma jak przyrośnięty. Wygodny jest, fotel ma podparcia wszędzie tam gdzie trzeba. Ma ogromną, masywną kierownicę. No ale jest wielki. Szeroki i długi…a nie ma żadnych czujników ani z przodu ani z tyłu! Ani w wycieraczkach. O czym nie mieliśmy pojęcia kupując a nie przyszło nam do głowy by sprawdzić, bo kilkuletnie auto tej klasy…
Ogólnie rzecz biorąc volva są raczej niezawodne. Nie rdzewieją i nie psują się latami. Stąd ich cena.
PolubieniePolubienie