Wirusy podobno latają w powietrzu ze wzmożoną aktywnością.
Dopadło Misię i Zuzu. Potem Yankiego. Wreszcie mnie. Oraz właśnie dobiera się do eM.
Z kim nie porozmawiam – każdy chory albo właśnie dochodzi do siebie.
Helena chorowała w poprzednim tygodniu, a miałyśmy się spotkać. Przełożyłyśmy na ten tydzień, była u mnie we czwartek.
Jak zawsze przyniosła ze sobą robótkę – sweterek dla ciotecznej wnuczki, niewiele większy niż jej dłoń.
Helena dzierga pięknie. Trzyma się schematów, liczy oczka i jest bardzo dokładna. Jej robótki są perfekcyjne, pięknie wykończone.
U mnie jak zawsze – bałagan. No i za nic w świecie nie umiem trzymać się schematu. Choćby dlatego, że nawet z licznikiem rzędów, potrafię się pomylić, bo oczywiście zapominam kliknąć.
Ale spotkanie z Heleną ukazało mi jedną rzecz. Nie jestem gotowa na krytykę. Helena, bardzo delikatnie zapytała mnie czy może czasem poprawić moje błędy… A w zamian za to, ja nauczę ją podstawowych, polskich słów.
Przytaknęłam entuzjastycznie… a potem zamilkłam skonsternowana i przez chwilę nie rozumiałam co ona do mnie mówi. Chyba się nawet zaczerwieniłam.
Chyba… chyba miałam nadzieję, że mówię bezbłędnie. A tu zonk…
I żeby było śmieszniej, zamiast oczywiście powiedzieć Helenie, że się zawstydziłam, udałam, że to nic takiego.
No kiedyż ja się oduczę wreszcie pokazywać prawdziwe uczucia?
Tego nie rozumiem w ogóle, skąd u mnie taki zwyczaj by nigdy, za nic w świecie, nikomu (no, może poza Zuzu) nie pokazać co w danej chwili naprawdę czuję. Zwłaszcza jeśli chodzi o wszystkie inne uczucia poza złością. Złości akurat ukryć nie potrafię, a to by się czasem przydało.
Helena poszła po 3 godzinach.
A mnie wieczorem zaczęło telepać, a w ustach poczułam smak choroby. W piątek jednak czułam się na tyle dobrze, że zabrałam Zuzu do siebie. Pannica mi wyrosła przez lato i sięga mi pod brodę.
Adam, ujrzawszy ją na zdjęciach z Tiveden zdumiał się, że to długie i chude to ona. Widział ją kiedyś, gdy miała niespełna rok. A tu ups. Panna. Kiedy przeleciała dekada?
Najwięcej radości sprawia nam zawsze namawianie Zuzu do złego. Jak w tym Parku Narodowym Tiveden, gdy eM namawiał Zuzu by wyrzuciła butelkę po wodzie ot, tak prostu, przed siebie. Odwróciłam by zgromić głupiego męża, za głupie pomysły, gdy spojrzałam na wnuczkę. Czoło zmarszczone, spojrzenie spod byka, cofnięte ramiona… Oburzenie połączone z konsternacją.
eM zaczął się śmiać.
– Zobacz na Zuzu, co ona myśli o takich propozycjach – powiedział obronnie. Tak. Nasza wnuczka doskonale wie, co wolno, a czego nie. I nie łamie reguł. Co nie znaczy, że nie psoci. Uwielbia nam robić psikusy.
Ostatnio powiedziała, że nie może się doczekać, kiedy mama pojedzie do Tallina, bo już by chciała być u babci.
Babcia póki co przegrywa w konkurencji tylko z Ellie. Ellie to koleżanka z klasy, najlepsia psiapsiółka.
Wczoraj był przepiękny, jesienny dzień. Cieplutko, bezwietrznie, niebieskie niebo i pełne słońce. Pojechaliśmy do Borås. Bo eM nie może żyć bez polskiego chleba i kiełbasy.
Wzięliśmy Astrę. Uparłam się na nią, bo to ja miałam prowadzić. A ja nie lubię Volva. No nie lubię. Wielka, szeroka i długa landara. W dodatku bez czujników z tyłu. Od początku mówię, że czuję wielkość tego auta, eM mówił, że przesadzam. Ale Misia uczy się jeździć…i stwierdziła to samo.
Astra, po remoncie, kręciła się tylko mieście. A ja chciałam ją przegonić trochę, żeby sobie pokozaczyła z prędkością większą niż 40km/h.
Na E20 roboty drogowe, co chwila ograniczenie do 50km/h.(Budują nową, będzie szeroka i prosta, mają skończyć w 2023). Ale tam gdzie można było – jechałyśmy 80km. A czasem nawet i 100. Takie byłyśmy.
Przy 80km/h Astra mruczy jak kot. Strzałka obrotomierza tkwi jak przymurowana tuż pod cyfrą 20. A bieg z 3-4 na 5 zmienia niezauważalnie. Gdyby nie wyświetlacz – w ogóle bym nie notowała tych zmian.
Trzyma się drogi i wystarczy minimalny ruch kierownicy by reagowała.
Fajna jest….
A ja odkryłam, że phi…. Mogę na tę Arlandę pojechać! (Pisałam o tym?)
Naprawdę jechało się świetnie. eM siedział z tyłu, prawie się nie odzywał, tylko w mieście raz mnie wystraszył, bo zaczął wrzeszczeć.
Jak zrobiłam coś nie tak, to jego wrzask czasu nie cofnie, a sprawi, że się zestresuję i będę robić jeszcze więcej głupot. On tego nie rozumie. Wciąż. Szczęście, że tych głupot robię coraz mniej. Ale robię… Na szczęście nigdy dwa razy to samo :D.
Wczoraj złamałam zakaz zmiany pasa. Nie zauważyłam znaku. Ups.
Ale to i tak nic, w porównaniu do przejechania na czerwonym świetle. W dodatku z lewego pasa, w prawo.
No bo jadę sobie przez moje miasto, jest wieczór, ciemno, dojeżdżam do świateł przed mostem. Zapala się czerwone. Zatrzymuję się, a tu na skrzyżowaniu stoi przodem do mnie facet w odblaskowym ubranku i mi macha, że mam jechać w prawo. Macha i macha… To pojechałam.
A on machał chyba dla tych co ich miałam po lewej.
Dobrze, że było nas na tym skrzyżowaniu tylko dwoje i tamten nie był specjalnie wyrywny. Ale dlaczego nie wyłączyli świateł?! I nie ostrzegli wcześniej, że zmiana, objazd czy coś…
Zrobiłam wczoraj jakieś 250km …i o 19 padłam. Byłam tak zmęczona, jakbym te kilometry pokonała piechotą. Nawet nogi mnie bolały.
Teraz jest 7:20.
Słońce właśnie wstało. I myślę sobie, że pojechałabym na zdjęcia. Może mgła gdzieś jest?
Update: Mgła była. I wyglądała tak:










W koniczynie przepięknie!
A wirusy u nas też krążą. Dzieci w szkołach zakichane i właśnie młodszy rozpoczął walkę z katarem. Jeśli przeniesie się na mnie, oszaleję.
Dużo zdrowia życzę!
PolubieniePolubienie
tak, ta koniczynka mnie też urzekła
PolubieniePolubione przez 1 osoba
A to niepokazywanie, to aby nie skutki wychowania?
Widzę, że wkraczasz w następny etap, jako kierowca, gratulacje 🙂 tylko mandatów nie łap!
PolubieniePolubienie
pewnie wychowanie. Ale wychowanie by raczej uczyło ukrywania złości…
Postaram się. Tym bardziej, że mandaty tu są wysokie, a znaczne przekraczanie prędkości skutkuje zatrzymaniem prawa jazdy na pewien okres. U mnie – to oznacza konieczność zdawania egzaminu powtórnie.
PolubieniePolubienie
Rzędy można liczyć i bez licznika – łańcuszek oczek z boku robótki prawdę ci powie
PolubieniePolubienie
to opowiedz mi więcej o tym łańcuszku…
PolubieniePolubienie
jak zawsze, tak i tu obowiązuje szkoła falenicka lub otwocka. Ważne jest by na coś sie w danej robótce zdecydować. Chodzi o to, że ostatnie oczko e każdym rzędzie przerabiamy albo na prawo(łańcuszek) albo na lewo (supełki). A pierwszego oczka w nowym rzędzie nie przerabiamy. W ten sposób bok robótki zdobią jednolite oczka. https://www.youtube.com/watch?v=rAd16HjsH3Y; https://www.youtube.com/watch?v=XFEqwnC8WCQ.
PolubieniePolubienie
aaaa, to to ja wiem 😀 i tak liczę te rządki, bo właśnie nic innego nie działa 😀
PolubieniePolubienie
jak już przeliczysz np. 10 rzędów, odznaczaj nitką (plastikowe zatyczki są do niczego, wypadają). Unikniesz liczenia od początku. Bo boku się liczy gdy jest wzór
PolubieniePolubienie
Gratuluję coraz większych umiejętności. Widać wyrasta z Ciebie rasowy kierowca. A Zuzu rzeczywiście wygląda jak panienka. Już raz Ci o tym pisałam.
Trzymaj się zdrowo i nie daj się wirusom. Ja wolę szydełko. Mniej liczenia, ale też trzeba trochę liczyć. Tak to jest. Uściski.
PolubieniePolubienie
nostalgicznie i jesiennie u Was….
PolubieniePolubienie