Pojechałam wczoraj do sąsiedniego miasteczka spotkać się z nowymi klientami.
Oni mogli przyjechać do mnie, ale nie. Wymyśliłam sobie ćwiczenie jazdy po mało znanej drodze. A to se porę wybrałam..!
Najpierw 15minut siedziałam w samochodzie, w samym centrum burzy. Lało jak z cebra, a to żadna frajda przyjść na spotkanie z nowymi ludźmi i siedzieć w przemoczonym ubraniu. Pioruny waliły raz za razem jednocześnie z błyskami.
Zawiadomiłam klientkę, że jestem na parkingu. Google map mi pokazywało, że mam do niej jakieś 5 drogi…
Kobieta zlokalizowała mnie przez okno…i okazało się, że jest droga alternatywna, przez piwnicę…bo stałam dokładnie pod jej oknami.
Posiedziałam jakieś półtorej godziny i ruszyłam z powrotem.
Droga nie daleka w sumie. Około 19km, GPSy obliczają długość jazdy na 20minut. Prosta jak strzelił, szeroka, teoretycznie jednopasmowa, ale ten jeden pas spokojnie pomieści dwa auta. Ale jeździ się tam szybko (jak dla mnie) 90km/h to jeszcze nie jest moja ulubiona prędkość.
Ledwie minęłam ostatnie skrzyżowanie z nieba zaczęła kapać a potem jak nie lunie!
W sekundę przestałam widzieć gdzie jadę, wycieraczki na full, pod kołami szum wody… Zwolniłam. 70…60…50… Na poboczu, w jakiejś zatoczce mignęło mi stojące auto, za chwilę wypatrzyłam następne, i jeszcze jedno i kolejne… Po obu stronach drogi, w każdej niemal zatoczce autobusowej czy skręcie w bok stały auta.
Olśniło mnie! Tak, stanę i ja. Znalazłam jakieś miejsce, było tam już inne auto, ale zmieściłam się bez trudu, sprawdziłam czy mi tyłek nie wystaje. Coś mi majaczyło, że muszę być oświetlona, ale jak? JAK?
Dobra, nie wyłączyłam silnika, włączyłam kierunkowskaz…
Z jednej strony był las, z drugiej też. Postaliśmy tak z 5 minut. Bębnienie jakby zelżało, widoczność się poprawiła…Chyba przestaje. Ten przede mną ruszył, uznałam, że ruszę i ja.
Ale ledwie ruszyłam już wiedziałam, że to błąd. Przed oczami miałam białą ścianę. Jechałam powoli jechałam szukając gdzie by uciec. Znalazłam drogę w bok, dzięki temu, że przede mną skręcił tam jakiś biały. Wjechałam i ja. Zobaczyłam baner HUND ARENA i już wiedziałam gdzie jestem. Tam jeździliśmy z młodą Tosią na szkolenie! Tam jest podwórze, spory parking, wjadę, wykręcę…
A dupa tam! Biały wjechał, wykręcił…i stanął na drodze blokując wjazd.
Noż..! Cholerni Szwedzi i ich wychowanie na pępek świata!
Wsiadł do autobusu, stanął przy drzwiach i udaje, że jest tłok.
Zatrzymałam się na poboczu, bo wiem, że to droga mało uczęszczana, jak zostawię światła będzie mnie widać!
Ręce mi się trzęsły, nogi jak z waty. Wokół mnie potop i walące z każdej strony pioruny. Waliło o dach, myślałam, że to grad, ale nie, to tylko deszcz.
Żeby zająć czymś głowę sięgnęłam po telefon. Misia dzwoniła …Oddzwoniłam. I prawie jej się popłakałam do telefonu ze strachu.
Potem zadzwonił eM i przypomniał o światłach awaryjnych. A!
Zaczynało się ściemniać, bo dochodziła ósma, a niebo zaciągnięte chmurami. A tu leje. Minęło chyba z pół godziny, a potop i burza nie zelżały ani na chwilę.
Wreszcie zelżało z lekka. Podjechałam do majączącego w oddali domostwa, wykręciłam, bo dupek w białym ani myślał komukolwiek cokolwiek ułatwić. Wyjechałam.
Droga zalana, deszcz nadal obfity, choć już przynajmniej coś widać.
40…50…60… Szum wody pod kołami, słyszałam jak woda wali w podwozie… Miękkie kolana, drżące ręce… Nie odważyłam się jechać szybciej. Jechałam blisko prawej, kto chce niech wyprzedza, miejsca dość. Ale nikt się nie wyrywał. Ci z naprzeciwka też nie jechali szybko.
Aż tu nagle podjeżdża do mnie jakiś dupek i miga mi światłami! A za nim kolejny.
Jasne, jak się Teslę naćkaną elektroniką to se można poszaleć. Albo inne BMW. Ale kurde, nie bądź dupkiem na drodze! Ja mam starsze auto, MOJE wycieraczki muszą się napracować. Moja Astra nie czyta linii na drodze, nie umie jechać sama, a ja jestem młodym kierowcą. Ty dupku jeden z drugim też kiedyś tacy byliście! I też nie zawsze było was stać takie fury, co w sumie nie potrzebują kierowcy.
Mamrotałam inwektywy pod nosem z trudem opierając się chęci pokazania fucka.
Wreszcie wjechałam do miasta.
Jeszcze chwilę stałam pod domem, bo nadal lało. Zadzwoniłam do Misi i męża, że dojechałam.
A o 4 obudziła mnie migrena…
A teraz słońce, lekki wietrzyk i +18 w cieniu.
Całkiem spokojnie wypiję drugą kawę…
Och! Raz coś takiego przeżyłam! Teraz boję się jeszcze bardziej gwałtownych zmian pogody.
PolubieniePolubienie
ja też się boję, nawet w domu.
PolubieniePolubienie
To się nazywa chrzest bojowy 🙂 jeszcze tylko jazda we mgle i zimą po gołoledzi i nikt ci juz nie podskoczy, zobaczysz 🙂
PolubieniePolubienie
noooo…jeszcze są takie atrakcje jak jazda przez duże miasto typu Goeteborg czy Stockholm 😉
PolubieniePolubienie
Burzę trzeba przeczekać, choć na szczęście pioruny nie groźne w samochodzie…
PolubieniePolubienie
tak, to wiedziałam że w samochodzie burza nic mi nie zrobi…ale walące się drzewo już mogło. Na szczęście nie było wiatru
PolubieniePolubienie
Aż się bałam czytając.
Ale z zakończeniem szczęśliwym.❤️
PolubieniePolubienie
Luciu, z zaświatów bym tego postu nie napisała 😀
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Też prawda. 😀😀😀
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Brawo Ty!
PolubieniePolubienie