Połknęłam mojego procha na uspokojenie wczoraj wieczorem. I spałam do 6:30. A teraz jestem wiotka, mam poczucie rozmiękczonego mózgu i niewidzących oczu.
Nie ma obawy: mój organizm poddaje się działaniu takiego specyfiku tylko gdy jest stosowany raz na jakiś czas. Dziś już to nie zadziała, więc uzależnienie mi raczej nie grozi.
Ależ upalna była ta końcówka zeszłego tygodnia!
W mieście było naprawdę jak w piecu. Za to nad jeziorem, nad tym naszym akwenem rozmiarami przypominającym morze, wiało z północy, więc upał nie był w ogóle odczuwalny. A woda była po prostu zimna, bo wiatr spychał ją ze środka jeziora, z głębin. Dorośli moczyli się ostrożnie ale szybko. Dzieciaki – jak to dzieciaki – im zimna woda nie przeszkadza.
W sobotę byłam u Mustafy w sprawie klimatyzacji. No i niestety jest tak, jak podejrzewałam – instalacja jest popsuta, muszę wymienić jakieś dwie części, wtedy uzupełnić gaz. Koszt naprawy jakieś 1000-2000 pod warunkiem, że kompresor kupię na tzw szrocie czyli złomowisku. Niby nie dużo, ale…
No jak to w starym aucie: zawsze coś. Ale na razie nie mam pieniędzy na co innego. A już NIE WYOBRAŻAM SOBIE ŻYCIA BEZ WŁASNEGO AUTA I BEZ JAZDY. Bo jeżdżenie sprawia mi przyjemność tak, jak to wróżyli wszyscy.
W związku z tym, że było gorąco, weekendowe spacery z psem ograniczyły się do grobli nad jeziorem, a po załatwieniu potrzeb do leżenia na trawie.
Tosia oczywiście wzbudzała zainteresowanie. Oraz rozbawienie, bo nie dość, że musiała leżeć na kocyku z mamusią, to jeszcze i na kolankach.
W sobotę było burzowo i deszczowo, choć wciąż gorąco. Ale w nocy nadciągnął jakiś front i z 25 w nocy zrobiło się 17. W dzień 20-21.
Pojechaliśmy na Läckö i zrobiliśmy rundkę taką samą jak wiosną. W lesie żarły komary, oraz nie było wiatru a droga była twarda. Tosia szła z tyłu za nami, aż się zaniepokoiłam. Ale ledwie zeszliśmy nad jezioro, droga zamieniła się w zwykłą ścieżkę. Od wody wiał silny, chłodny wiatry. A ścieżka szła raz pod górkę, raz w dół, po kamieniach, po korzeniach… I piesek odzyskał wigor. Leciała przodem, na wyższych kamieniach stawała czekając na nas, nos wystawiała na wiatr i wzdychała z lubością. Tam, gdzie dawało się zejść do wody, właziła po brzuch, chłeptała i pozwalała podmywać sobie brzuszek.
Była zachwycona. Do domu wróciliśmy w strugach deszczu.
Na początku trasy spotkaliśmy nocujących w lesie motocyklistów. (W wykoszonej zatoczce przy drodze). Stosunkowo młodzi ludzie, wyglądający mało szwedzko, ale motory miały szwedzkie rejestracje. Wysocy, przystojni, że och!, długie włosy, skórzane ubranka, masywne buciory. Akurat się zbierali do odjazdu. Minęliśmy ich bez słowa, choć zwyczajem w Szwecji jest by się pozdrawiać w czasie spaceru na łonie natury. Byliśmy już kawałek za nimi gdy jeden powiedział po szwedzku:
– Przepraszam…
Odwróciliśmy się.
– Co to za rasa?
– To jest Berner sennen
– Piękny pies. Naprawdę bardzo piękny!
Czyli jak zawsze. Podziękowaliśmy. Cieszy, że Tosia robi wrażenie i dobrą reklamę swojej rasie.
Namówiłam jedną moją znajomą i jej męża na zakup berna. Mają szczeniaka od miesiąca i są zachwyceni. A chcieli banalnego goldena…
Berny rulez!
Zdjęcia ze spaceru będą później. Trza mego osobistego berna z łóżka zgonić 😀 niech ogon przewietrzy.












aż czuć ożywczy wiaterek od tych jezior….
PolubieniePolubione przez 1 osoba
to jest jedno jeziorko 🙂 a właściwie jego zatoka tylko.
PolubieniePolubienie
Jak dla mnie tylko jamniki … Berny śliczne. Goldeny tez, zwłaszcza jak są małe, ale żaden pies nie dorówna jamnikowi. Może urodą niekoniecznie, ale to IQ!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Bernom IQ też nie brakuje. 😀 Poza tym są piękne i nie drą japy o byle co. W przeciwieństwie do jamników 😀
Ale chętnie się zgodzę z tobą, że jamniki mogą być tak samo warte miłości jak Berny. I goldeny. I kundelki… O, kundelki mają jedną główną zaletę: najczęściej są zdrowsze i żyją dłużej niż rasowce. 😀
PolubieniePolubienie