77. Zachód słońca w marinie


– A może byśmy pojechały do Hällekis? – Zagadnęła mnie Misia wczoraj po południu.
Akurat wlałam do formy ciasto na kopiec kreta. Yankie marudził, że by zjadł chyba od Wielkanocy. Kupiłam mieszankę ze dwa miesiące temu i wreszcie dojrzałam by zrobić.

Głupio mi się było przyznać, że się boję, bo to droga w stronę Kinnekulle: wąska, kręta, pod górkę. Pełno na niej samochodów i kamperów. Niechętnie się zgodziłam pocieszając się, że o 19 to już raczej ruch powinien być mniejszy.
I był.
Pojechałyśmy, wróciły bez większego stresu.
Czemu więc ta głowa od 4 rano szaleje, to nie wiem.
Ale zdjęcia to mi wyszły ładne …

Hällekis to malutka mieścinka. Jest marina, stara stacyjka kolejowa, (przesliczna!) oraz uliczka rękodzieła. Jest też port i mała stocznia, ma swój oddział Paroc- firma robiąca wełnę mineralną. Kilka kilometrów za miasteczkiem jest kamping, który już tu pokazywałam.

Stacyjka jak z filmów o wakacjach


W uliczce rękodzieła (handverk) można znaleźć takie rzeczy:

Tante – to ciotka ale i taka starsza pani 😀 A tu mamy tantverk czyli coś w rodzaju „ciotkodzieło”
A tu sobie właśnie Tante plażuje 😀
Mąż..?
i żona? Chyba się pokłócili 😉
Tratwa kąpielowa 😀 taka platforma z silnikiem.
Samotny łabędź do nas przypłynął
A takie imitacje bawiącego się dziecka często stoją blisko dróg w mniejszych miejscowościach. Ktoś obcy, jadący tamtędy , zwalnia bo nie wie, że to tylko zabawka.

5 myśli w temacie “77. Zachód słońca w marinie

Dodaj odpowiedź do trollatrolla Anuluj pisanie odpowiedzi