17/2020

Melatonina – działa? A może to placebo?
W każdym razie drugi dzień z rzędu wstaję o normalnej dla mnie porze czyli po szóstej rano. I dwa wieczory z rzędu zasnęłam o dziesiątej wieczór.
Tylko znowu w nocy obudził mnie ból głowy. Choć mam podejrzenia, że bóle głowy mogą wywoływać któreś cukierki…
Tak, znowu jem słodycze. Bo łaknienie na słodycze idzie w parze z bezsennością u mnie. Cukier uspokaja, zamula. Dlatego śmieszą mnie te pseudonaukowe rozprawy o tym jaki to cukier jest szkodliwy, że to narkotyk a dzieci po nim zmieniają się w monstra.
Otóż powiadam wam: nie prawda! Ktoś wam w głowach muli i chce znowu wcisnąć coś o wiele droższego zamiast.
Tak było z masłem, mlekiem czy olejem rzepakowym.
Teraz mamy cukier.
Powtarzam do znudzenia: wszystko w nadmiarze jest szkodliwe. Cukier też. I tak, zgadzam się od słodyczy można się uzależnić, a to już tylko krok od otyłości.
Zozo była. Pojechaliśmy na basen do sąsiedniego miasteczka V. Z okolicznych basenów ten lubię najbardziej. Bo woda w basenie do zabawy jest cieplejsza niż w basenie do pływania. Bo w jacuzzi jest naprawdę gorąca. No i ludzi jest zawsze zdecydowanie mniej. I, teraz będzie rasistowsko, mało jest tam ludzi z Bliskiego Wschodu co oznacza, że:
1. jacuzzi nie jest permanentnie okupowane przez grupę śniadych mężczyzn, gadających w swoim języku, śmiejących się głośno i gapiących się na ludzi – tak, że człowiek nie wie czy śmieją się z niego czy z czego innego, czy gadają o nim czy o tej zgrabnej kobiecie obok
2. nie ma latających jak opętane śniadych dzieci, wrzeszczących, zachowujących się tak jakby obok nich nie było nikogo, w związku z tym można np. skakać do basenu na bombę nie patrząc czy się skacze na kogoś innego, czy się ochlapuje kogoś innego
3. w szatni nie ma kilkuletnich chłopców gapiących się na nagie kobiety, nie ma też kłębów długich, czarnych włosów, nie ma też krzyków w niezrozumiałym języku.
Jest spokojnie i dość cicho, można naprawdę odpocząć.
Choć oczywiście zdarzają się i takie sytuacje.
Mamusia się przebiera w szatni, która ma drzwi do części męskiej. Drzwi są zamknięte na klucz, ale głosy przez nie dochodzą. Mamusia słyszy dobiegający zza drzwi głos synka…I się zaczyna coś w ten deseń:
– Hej, Maks tu mama!
Na co dzieciak po drugiej stronie drzwi leci do tychże, szarpie za nie, wrzeszczy, kopie.
– Maks, Maks! – wrzeszczy mama.
Odpowiada jej krzyk dzieciaka i oraz kopanie i szarpanie drzwiami.
A mamusia całą szczęśliwa raportuje dziecku każdą czynność. Dzieciak wrzeszczy, ojciec wyraźnie ma wywalone, jazgot w obu szatniach taki, że można ogłuchnąć. Wreszcie mamusia się ubrała, a tu się okazuje, że rzeczony Maks wcale. Więc teraz zachęcanie Maksa do tego by się ubrał i cyrk przez następne kilka minut.
Rozszarpałabym mamusię na strzępy. I wyjątkowo ta mamusia nie miała śniadej karnacji.
No, ale ja o czym innym chciałam.
Wzięłam sobie kawę. Oraz cukier. Zozo zobaczyła cukier w kostkach i jej oczy zogromniały. A że jedna kostka mi została, to dzieciakowi prawie ślina kapała na ten widok.
– Mogę? -zapytała zachłannie.
– Pewnie, że tak – zgodziłam się, bo Zozo u nas może wszystko, ale i tak zawsze pyta. (Nie mam pojęcia jakim cudem to dziecko jest takie dobrze wychowane). Zozo pożarła kostkę cukru i dalej miała łakomstwo w oczach więc jej powiedziałam, że na stoliczku ze sztućcami i serwetkami leży cała miska kostek cukru i niech sobie idzie i weźmie.
Poszła i wzięła jedno opakowanie – czyli 2 kosteczki. Dziadek nie słodzi, więc umówmy się, że wzięła dziadkową porcję. Pożarła mrużąc oczy z zachwytu. Wtedy sobie przypomniałam, że w domu mam całą paczkę cukru w kostkach. Cały kilogram. Bo to cukier szwedzki, a ja…dostaję od niego zgagi. (I od białego i od brązowego! Sprawdziłam w Polsce, potem w Szwecji, i tak – dostaję zgagi. Nie mam pojęcia dlaczego.) Dlatego używam cukru z Lidla. A ten szwedzki stoi.
Po powrocie do domu, gdy już zjadła swoje dwa gołąbki postawiłam przed nią cały kartonik owego cukru.
Kombinowałam tak:
Zozo nie jest łakomczuchem, ale lubi słodkie jak każde dziecko. Zje trochę, nie przesadzi, bo ona nigdy nie przesadza z niczym.
W cukrze w kostkach jest tylko i wyłącznie cukier. Nie ma chemii, cukru owocowego i czort wie czego jeszcze – więc w sumie może jest mniejszym świństwem niż wszelkiej maści cukierki czy batoniki.
Zjadła kilka kostek i odstawiła. Ale jaka była szczęśliwa!
I wiecie co? Nie dostała szału, nie stała się nagle nadaktywna, nie zeżarła całego kilograma z obłędem w oczach, nie latała potem po chałupie w poszukiwaniu czegoś „by doćpać”.
Pogapiła się w komputer przez chwilę, przeciągnęła się potem i zapytała
– Porobimy coś?
Pograłyśmy w karty, w chińczyka, w szukanie myszy. Potem się tylko walałyśmy po łóżku opowiadając sobie różne historie.
A wczoraj do południa dziecko gniło w łóżku z komputerem, telefonem i kabanosami (inny rodzaj cukierka). Nie chciało jej się wstawać, ubierać, nie chciało jej się gadać. Robiła sobie reset. A u babci jak wiadomo – wszystko wolno. Wolno być nawet małym dzidziusiem, którego dziadek na rączkach niesie do łóżeczka, a którego babcia rano ubiera.
Bywa u nas coraz rzadziej. Już nie co drugi weekned ale raz w miesiącu albo i to nie … To chyba nie jest to taka straszna zbrodnia, że ma kompletny brak nakazów i zakazów.
Na wszelki wypadek, odprowadzając do mamy powiedziałam na ucho:
– Co się robi u babci, zostaje u babci, dobra?
Bo mama by pewnie histerii dostała na wieść o podarowanym kilogramie cukru. Zozo tylko się uśmiechnęła.
Wiem, że sama z siebie nie powie. Ale jakby ją mama zapytała:
– Jadłaś cukierki u babci?
To powie prawdę. Bo taka jest Zozo. Nie papla ale i nie kłamczucha.
Naprawdę – cud, nie dziecko.


5 myśli w temacie “17/2020

Dodaj odpowiedź do ikroopka Anuluj pisanie odpowiedzi