9/2020

Zniechęciłam się do pracy.
Zniechęciłam do życia w tym systemie. Naprawdę najchętniej uciekłabym gdzieś…Tylko gdzie?
Może to dlatego, że kilka dni temu na aplikacji earth oglądałam Ustkę. I natknęłam się na mały, szaro otynkowany domek. Taki zwykły domek. Płotek z zielonej siatki. Za nim kawałek ziemi. A potem ten mały, parterowy domek. W oknach jakieś firanki i kwiatki. Przed płotkiem zwykły chodnik.
I coś mnie ścisnęło.
Bo ten domek przypomniał mi inny, też niepozorny domek, stojący na rzeką.
To nie był mój domek, nigdy w nim nie mieszkałam, nigdy nie spotkałam jego mieszkańców. Ale jakoś tak wraz z wizją przyszło uczucie…
Zatęskniłam. Zatęskniłam do uczucia bycia na swoim miejscu. U siebie.
Nie umiem tego wyjaśnić. Szukam od kilku dni odpowiednich słów, ale jedyne co znajduję to słowa: dryfuję jak kępa trawy na wodzie. Nie umiem zapuścić korzeni. Nie czuję, że Szwecja to mój dom. Oczywiście są rzeczy, które lubię, ale…No właśnie chodzi o ten zwrot „są rzeczy, które lubię”. Mieszkając w Polsce nigdy nie zastanawiałam się czemu tam mieszkam i nigdy nie przyszło mi do głowy mówić „oczywiście są rzeczy, które lubię i takie których nie lubię” . Nie musiałam szukać uzasadnień. Mówiłam „wkurza mnie, że…” „cieszę się, że…” ale to było komentowanie a nie uzasadnianie. Mówicie „semantyka”?
Mówicie „to wróć”? Rzecz w tym, że jak już wyciągnęłam swoje nędzne korzonki otrzepałam starą ziemię to nie umiem ich na powrót wsadzić.
Pomijam logistyczne aspekty: mieszkanie, praca, rozłąka z rodziną.
Ja po prostu mentalnie się oderwałam od podłoża. I nie umiem do niego wrócić. Gdybym umiała – zapuściłabym korzonki tutaj. A tak…jestem tu bo tak mną rzucił prąd. Więc dryfuję.


22 myśli w temacie “9/2020

  1. Od za chwilę 40 lat mieszkam we Wrocławiu, a coraz bardziej ‚jestem z Krakowa’. Na to nie ma rady, z tym się żyje. A Ustka wypiekniała niemożebnie, byłam ubiegłego lata, to wiem 🙂

    Polubienie

  2. Mam podobnie z niedopasowaniem. Kiedys probowalam sie integrowac, ale to nie mialo sensu. W efekcie wyizolowalam sie najbardziej jak moglam. Zyje wsrod ludzi, ale jakos obok…. gdy odwiedzam Rodzicielke czuje sie troche jak kosmita, bo niby znam, ale wszystko jakies obce.

    W Chinach nie zostane, do Pl nie wroce… wyglada na to, ze na stare lata przyjdzie I egzystowac w jeszcze innym kraju…

    Cale zycie jak slimak!

    Polubienie

    1. słuchaj…a co z emerytura? Ja cię śledzę już jakiś czas, to wiem, że nie zawszy mieszkałaś i pracowałaś w Chinach. Masz jakiś fundusz emerytalny, ubezpieczenie na wypadek choroby? Pytam z ciekawości, bo zawsze mnie to nurtuje gdy spotykam takich ludzi co wciąż się przeprowadzają z państwa do państwa. Oczywiście są to bardzo prywatne sprawy i zrozumiem jesli nie odpowiesz.
      Moja mama miała takie powiedzenie ” Tu mi nie dom, tam nie gościna” na taki właśnie stan jak my mamy. W Szwecji nie jestem ani w domu, ani w gościach, w Polsce…tym bardziej nie w domu. Ale i nie w gościach.
      Myślę, że wiele by zmieniło gdybym miała tu na wyciągnięcie ręki przyjaciół, jakąś pracę, koleżanki z pracy. A tak żyję jak odludek…

      Polubione przez 1 osoba

      1. Wiesz, jakies ubezpieczenie jest, emerytura z trzech kawalkow, bo z polskiej, francuskiej I teraz chinskiej jakas sie uzbiera, ale czy bedzie wystarczajaca, to czas pokaze. Mysle, analizuje, odkladam…
        Przyjaciele piszesz moze by pomogli, ale niestety sa towarem niezwykle deficytowym 😦

        Zalozmy wirtualny klub odludkow I organizujmy spotkania:)

        Polubienie

  3. Dobrze rozumiem to uczucie, choc mieszkam w Pl. Mam plan przeprowadzki blizej zach.granicy Pl. Zobaczymy czy sie powiedzie i co mi to da? Nie wyobrazam sobie emigracji do konca zycia, ale moglabym wyemigrowac za praca czy facetem, na iles lat. Z opcja powrotu do Pl. Mysle, ze jestem jakos skazona polskoscia. I choc ciekawia mnie inne kraje, to jednak moj dom jest tu gdzies, ale nie tu gdzie teraz jestem (wiec rozumiem Twoj dylemat). Napisalam Ci o Szwedach 2 notki temu. To nie sa mili, ciepli, otwarci ludzie. Raczej chlodni i odpychajacy (przynajmniej niektorzy). Moze wiec chodzi Ci o wlasny domek i ziemie, lub krajan mowiacych tym samym jezykiem i podobnie myslacych, lub bliskie grono znajomych i zyczliwych ludzi (to akurat mozna zbudowac gdzies indziej, poza Pl). Posluchaj swojego serca? Zrob plan? Moze np. do emerytury w Szwecji, a potem gdzies indziej? Moze od razu warto sie przeniesc? Albo zostac? Tylko Ty to wiesz. I to jest najtrudniejsze wg mnie. Bo mnie tez nikt nie doradzi – gdzie bede czula sie u siebie i zakotwicze. Tylko ja moge to zrobic, zbadac, sprawdzic, wyprobowac. Ale mysle, ze warto, skoro tu nie jest mi dobrze ani swojsko.

    Polubienie

    1. Issa w kwestii mentalności szwedzkiej jednak bym nie generalizowała. Są różni tak, jak i Polacy. Jedni- stereotypowo zamknięci, inni otwarci i ciepli. Choć może tych drugich jest nieco mniej. Ja w Szwecji głównie nie lubię pogody zimowej i tego wszystkiego co rzuca się na 1 rzut oka..ale to oddzielna historia.
      A samotność odczuwałam nawet mieszkając w Polsce. To nie jest kwestia narodowości tylko bardziej wrodzona cecha mego charakteru, że czuję się niedopasowana.
      I od razu ci powiem: jeśli myślisz, że wyjedziesz gdzieś na kilka lat pomieszkać a potem wrócisz to chyba jesteś bardzo młoda.

      Polubienie

  4. Ja taki mały wymarzony domek bym chciała, ale tutaj. Wiem dobrze, że chciałabym go w jakiejś górskiej miejscowości, żeby mi było blisko do natury. A nie tak jak teraz, że smog, korki i pośpiech. I żeby tylko jakiś lekarz tam był i że dwa sklepy na bieżące zakupy. Na pewno nie w Pl, ja już się zakorzeniłam i mój dom jest tutaj. Mimo, że gospodarka słaba i socjal beznadziejny, ludzie tu jeszcze „do ludzi”. Przynajmniej większość.
    A w Polsce mówię tym samym językiem co wszyscy ale już nic nie rozumiem.

    Polubienie

  5. No witaj w Klubie. Ja zawsze mówię że emigracja zabrała mi moje miejsce. Bo nigdy Italia nie będzie moją ojczyzna. A w Polsce po kilku tygodniach ciagnie mnie do makaronu. Ani tu ani tam. Tak że napisałaś dokladnie to co myślę. :*

    Polubienie

    1. Myślę, że to jest najczęstszy problem ekspatów. Że jak raz wyjmą korzonki to już nigdzie ich potem nie są w stanie zapuścić na nowo. I niby na miejscu trzyma praca, rodzina, która się stopniowo tu przeniosła, zawarte przyjaźnie, ale człek nie czuje związku z tym miejscem, serce mu jakoś nie przylega, choć może nawet i lubi.
      Śmieszą mnie ludzi, którym się wydaje, że pomieszkają do emerytury i wrócą. I że tam w OJCZYŹNIE to będzie im lepiej. Nie będzie. Bo przez lata ojczyzna zmieni się bardziej niż człek tego spodziewa, i urlopowe wizyty tego nie oddadzą. Bo siłą rzeczy – będąc w innym kraju nabieramy innych przyzwyczajeń do norm społecznych, przepisów, funkcjonowania różnych rzeczy.
      Jeśli ktoś myśli, że po 10-20-30latach emigracji WRÓCI do ojczyzny to się grubo myli. Nie WRÓCI. Przeniesie się do innego kraju. Jedyne co będzie łatwiejsze to znajomość języka. Wszystkiego innego będzie się uczyć tak samo, jak na początku swej emigracji. Co może być trudniejsze, bo na każdym kraku będzie się potykać o „ale jak to „już tak nie ma”

      Polubione przez 1 osoba

  6. Mysle, ze jest roznica pomiedzy ekspatami i emigrantami. Ci pierwsi wybieraja inny kraj na chwile (niezaleznie od tego jaka ta chwila bedzie dluga), ci drudzy swiadomie przenosza sie w inne miejsce mniej lub bardziej na stale i sie asymiluja (albo przynajmniej probuja sie asymilowac).
    W Holandii znam obydwie grupy, chociaz chyba lepiej tych drugich. Na przyklad moje kolezanki z klubu ksiazkowego – Wloszka,, Szwajcarka, Amerykanka, Angielka, urodzona w Australii Holenderka, nie tylko tutaj mieszkaja. To jest ich miejsce. Tak samo jak to jest moje miejsce.
    Moi najblizsi (i najdluzsi stazem) Polscy przyjaciele z Holandii, wrocili na poczatku zeszlego roku po 27 latach do Polski. Dorosle dzieci zostaly tutaj. Ich wybor byl zupelnie swiadomy i romawiajac z nimi pare tygodni temu w Warszawie nie mialam wrazenia, ze sie nie potrafia odnalesc. Ale oni regularnie przez ten caly czas do Polski jezdzili. Oczywiscie kazdy jest inny i uklada sobie zycie po swojemu.
    Pobrzmiewaja mi u ciebie nutki znanej mi (u mnie od listopada do poczatku stycznia) zimowej depresji. Tylko ja bym w tym czasie glownie spala i jadla czekolade. Dlatego prawie co roku wyjezdzamy pozna jesienia w tropiki. Duzo latwiej jest mi potem przezyc do konca stycznia. Mam nadzieje, ze pogoda sie u ciebie poprawi. U nas wczoraj sztorm i deszcz, dzisiaj piekne slonce 🙂

    Polubienie

  7. Bardzo mi ten temat jest bliski. Mieszkam od 14 lat w USA, w małym uniwersyteckim miasteczku niedaleko Nowego Jorku. Jesteśmy tu mocno zakorzenieni (dzieci w szkołach, praca, dom z kredytem). Przyjechaliśmy na 2 lata, ale wsiąknęliśmy… Generalnie czuję się tu dobrze, może dlatego, że mieszkam w liberalnym miejscu wśród wykształconych osób, z bardzo dobrym dostępem do życia kulturalnego, naukowego. Daleko mamy do rodziny, ale są tego plusy i minusy. Łatwiej żyć po swojemu, nie trzeba robić „bo tak wypada”, no ale traci się kontakt z osobami, z którymi było się blisko.
    Myślimy z mężem, co potem, na emeryturze (za jakieś dobre 15 lat). Dzieci pewnie tu zostaną. A my? Amerykańska emerytura może nie wystarczyć na życie tutaj, ale powinna na Polskę… Ale czy my tam będziemy chcieli mieszkać? Na pewno byśmy chcieli więcej podróżować..

    pozdrawiam zza oceanu

    Polubienie

    1. Nooo, USA to jeszcze dalej od wszystkiego co znane. Od mentalności, kultury, obyczajów. To prawda, ze bez bagażu rodzinnego jest lżej. Ale wrócić z USA po 20 -30. Mam internetowego znajomego w USA. Wyjechał w 89 roku, w marcu. Niby ma rodzinę w Polsce, ogląda wiadomości, ale wątpię czy by się teraz w Polsce odnalazł. Oczywiście – jak się więcej pieniędzy to o wiele rzeczy jest łatwiej, ale jesli ten dochód nie jest zbyt imponujący to drapieżne polski kapitalizm może człowieka rozłożyć.

      Polubienie

Dodaj odpowiedź do trollatrolla Anuluj pisanie odpowiedzi