87. Koniec wakacji

Potem zrobiło się normalnie.
Nie wiem czy gospodarz postanowił powściągnąć uczucia dla dobra relacji z klientem, czy rzeczywiście przeszedł nad podłogą do porządku dziennego gdy minęła mu pierwsza histeria.
A ja, z niejakimi oporami, ale postanowiłam nie zatruwać sobie tych ostatnich chwil.
Tak do końca się nie udało. Żal mi było posmutniałej Tosi, której obiecywałam wolność od smyczy, a w efekcie była jeszcze bardziej zniewolona niż w mieście.
Niemniej relacje z gospodarzem wróciły na normalne tory i, muszę oddać sprawiedliwość, to głównie zasługa tego chłopaka. Starał się przełamać lody – robiąc mi na śniadanie naleśniki, mówiąc do mnie a wreszcie i nieco życzliwszym spojrzeniem na psa…
W niedzielny wieczór pomogła nam w tym taka jedna Zielarka, która wypiwszy nieco ponad normę miejscowego cydru, wprawiła nas … w stan wręcz frywolny. Zielarka mogłaby być ciekawym elementem mego pobytu. I to nie tylko ze względu na znajomość ziół i tarota, ale głównie za sprawą całkowicie innego charakteru. No, ale minęłyśmy się. Czas widać nie ten.
…a chciała mi tarota postawić, ale stchórzyłam…
Przy ognisku, które paliliśmy czekając na mruczącą w oddali burzę Gospodarz obserwując poczynania Zielarki mruknął nieco, ale tylko nieco, żartobliwie, że może by mu się Tosia przydała w charakterze obronnym. Rozwiałam jego złudzenia: Tosia po pierwsze bez mnie nigdzie nie pójdzie, po drugie bronić nikogo poza mną nie będzie.
To było chwilę po tym jak Zielarka przytuliła się do mnie a wtedy Tosia spokojnie wstała, podeszła do nas i wcisnęła nos pomiędzy mnie a Zielarkę. Chwilę potem Zielarka została delikatnie acz stanowczo odepchnięta. Obojgu opadły szczęki.
A burza nadciągała tak:

A potem przyszedł poniedziałek, eM zajechał na podwórze, spakowaliśmy rzeczy i pojechali. Z tamtym dwojgiem pożegnałam się serdecznie.

I niech mi na plus będzie policzone w niebie: odwiedziłam Teściową. Nie całkiem dobrowolnie, ale uznałam, że będzie grzecznie wejść i się przywitać zamiast demonstracyjnie tkwić przed blokiem. Nawet rozmawiałam do niej ludzkim głosem, pokazałam zdjęcia ZoZo co niech mi będzie policzone za plus dodatni. Mogłam nie, prawda?
Co te urlopy robią ludziom, no naprawdę.
Cała reszta szła jak po maśle. Droga do promu znaczy. Tylko w Gdańsku przegapiliśmy jeden Auchan (tak się to pisze?) za sprawą gigantycznego korka i wtedy nam się nieco spiętrzyło, bo eM zaplanował ostatnie zakupy spożywczo- alkoholowe. I trzeba było szukać innej alternatywy. Przy okazji: nie polecam sklepu Piotr i Paweł w CH Matarnia. Wypasione centrum a sklep spożywczy jak sklepik osiedlowy w dodatku z niedoborem obsługi.
I jeszcze taka myśl mnie dręczy: obwodnica Trójmiasta korkuje się niemal od zawsze. Ten, co planując jej przebudowę, zdecydował o tym by były tam zaledwie dwa pasy w jedną stronę, powinien być skazany by do końca życia, tą drogą jeździć do i z pracy. Dwa pasy! Ponieważ do drogi dołączają co chwilę inne drogi, to pas prawy jest pasem de facto dojazdowym a wyłącznie lewy służy do jazdy.
I jeszcze ciekawostka na temat psa.
Na wsi Tola była dość smutnym, lekko oszołomionym i niepewnym siebie psem. Nawet jak szła bez smyczy nie było w niej tej werwy, tej radości jaką znam z naszych spacerów. Myślę, że to za sprawą różnej maści owadów, które się tam kłębiły. Tosia właśnie pozbyła się podszerstka, wygląda jakby jej było o połowę mniej. Na brzuszku ma kilka czerwonych plam, a sama zauważyłam jak użądliła ją (chyba) czarna pszczoła i…natychmiast padła. Tosia zaskamlała. A pszczoła czy co to tam było zaplątała się kudły i umarła. Tosia wszak ma truciznę w skórze.
W mieście, na chodniku gdy poszliśmy po pomidory pies naraz nabrał werwy, wyprężył się i wyraźnie rozluźnił. Tak: mój pies jest mieszczuchem jak ja.
Na promie była spokojna, ułożyła się na moim łóżku spała twardo całą noc. Ja też.
A potem przyjechaliśmy do domu.
Już w Karlskronie poczułam ulgę. A domu, w domu jest po prostu…w domu.
I czego ja szukałam na tej wsi? Po co?
Jest ciepło, choć mgliście. Zaraz idziemy na spacerek. A potem do pracy.

4 myśli w temacie “87. Koniec wakacji

Dodaj komentarz