45. Wróciłam z Polski

Tydzień przeleciał..!
Nawet nie wiem na czym. Bo łażący po Olsztynie dzień miałam w sumie jeden, z czego znaczna część łażenia przypadła na dojście z przystanku do mieszkania przyjaciółki. Bo chciałam bezpośrednio spod Galerii Warmińskiej dojechać na Wyszyńskiego. Olsztyn rozkopany, autobusy jeżdżą dziwnie, dojechałam gdzieś tam w okolice Pstrowskiego, czyli raptem dwa przystanki dalej i musiałam wysiąć bo dalej to już mogłam w zupełnie przeciwnym kierunku. Sądziłam, że tam gdzie wysiądę, bądź za rogiem znajdę coś co jedzie tam, gdzie potrzebowałam. Niestety.
Widać ci od planowania tras nie przewidują, że ktoś chciałaby raptem te dwie ulice przejechać.
Przejście tych „raptem dwu ulic” zajęło mi czterdzieści minut. A i to tylko dlatego, że szłam na przełaj przez Osiedla. A szłam z reklamówką z Empiku. Dużą reklamówką, podpowiem. Reklamówką w której taszczyłam trzy tomy Grzędowicza, jednego Lema, oraz cztery różne inne, ale bynajmniej nie cieńsze pozycje.
Nooo, opowieść o książkach to za chwilę. Na ramieniu miałam szmacianą torbę z logo Olsztyn, w której spoczywały ubrania dla Panny S, jakaś woda, aparat oraz kurtka. A na plecach plecaczek-torebka bo gdzieś te okulary optyczne, oraz przeciwsłoneczne oraz klucze, chusteczki, portfel oraz tysiąc i jeden niezbędnych drobiazgów trzeba pomieścić, nie?
Książki.
Na lubimyczytać mam półkę chcę przeczytać i to dzięki tej półeczce wybieram co chcę kupić. Na półeczke trafiają pozycje, których opisy lub recenzje mnie zaciekawią. Kiedyś kupowałam tak, jakbym wybierała w bibliotece: po fragmencie zdania, okładce, ogólnym wrażeniu, nazwisku pisarza i czy ja wiem po czym jeszcze? Intuicyjnie. I okazywało się, że to co kupiłam wcale nie jest tym czego się spodziewałam. Że albo trafiam na durne romansidło, ale durne tak, że Trędowata przy tym to głęboka, psychologiczna powieść, albo na coś w stylu Morfiny Twardocha czyli przerost formy nad treścią.
Teraz postanowiłam kupić wg listy tego, co chcę przeczytać.
Niestety: nie przewidziałam, że rynek księgarski żyje równie szybko jak reszta świata. Z ośmiu pozycji, które sobie wypisałam znalazłam dwie: jedna jak się okazało nie była powieścią, druga miała cenę taką, że podejrzliwie obejrzałam kartki bo może to ręcznie, przez skrybów pisana, z obrazkami malowanymi przez Artystów?
Kogo w Polsce stać na to, by kupić książkę za 50złotych?!
Reszty tego co chciałam już nie ma. Mogą mi zamówić.
W kwestii cen jeszcze powiem, że lubimyczytać podaje miejsca, gdzie daną książkę można kupić i za ile. I wiecie co? Jak będziecie sobie patrzeć to dodajcie tak z 10% do tych cen. Nieważne czy to Empik (który jest Everestem cenowym) czy tzw. Tania Książka. A potem narzekania, że czytelnictwo upada.
Może nie czytelnictwo, a sprzedaż książek po prostu?
Dla porównania:
Donna Tartt: Szczygieł
Empik: 50, 99zł
Bokhandel (Szwecja): 54 kr  ( czyli nieco ponad 20zł).
Przypominam, że szwedzka wypłata to nie 2000-3000zł lecz około 7000zł.
Czyli Szwed za jedną wypłatę może sobie kupić około 300 książej czyli zapas na cały rok.
Ile może kupić średnio zarabiający Polak? Cztery- sześć?
Ale właśnie szperając odkryłam, że mogę sobie w Szwecji kupować książki po polsku. Co prawda ich cena jest trzykrotnie wyższa niż tych po szwedzku, ale zawsze. O. I wystarczy jedna taka za 150kr by nie musiec płacić za przesyłkę. Hm…
Oddalam się popatrzeć, a resztę wrażeń opowiem kiedy indziej.

2 myśli w temacie “45. Wróciłam z Polski

  1. z przyjemnością nadrobiłam zaległości jakie miałam na Twoim blogasku 🙂
    od świąt miałam pod górkę 😉
    Podobne jesteście z Baśką! Bardzo bardzo ten tekst, jak i cały twój blog 🙂

    Polubienie

Dodaj komentarz